SŁOWENIA. Prawie dwa tygodnie w bajecznej makiecie.

Koniec roku szkolnego był dla mnie bardzo wymagający, zatem pakowałam się w pośpiechu, a sam plan na wycieczkę był na wariackich papierach - mapę tworzyłam na kolanie. Tym razem pierwszy raz nie jechaliśmy sami. Ania, Piotrek z córką poznani na Campie 66 w Karkonoszach, a mieszkający dzielnicę obok pojechali z nami. Dziś wiem, że są plusy i minusy objazdówy w grupie. Na pewno plusem jest to, że jest wesoło i bezpieczniej. Jest z kim pospierać się na różne tematy, przejść się lub pobiegać kiedy innym się nie chce. Jeżdżenie samemu daje większą swobodę i możliwości poznawania innych ludzi. 

DZIEŃ 1 - Dziki nocleg na Węgrzech.


Można byłoby jechać cały dzień, ale po co? Zatrzymaliśmy się w nad jeziorkiem niedaleko miasta Kormend (47.0262547N, 16.6323225E). Było to świetne miejsce na prawdziwy wypoczynek. Woda, mnóstwo rybaków z żonami i całymi rodzinami. Każdy łapał w tym małym jeziorku wielkie ryby. My stanęliśmy samochodem w cichym miejscu i bezludnym. Wieczór był ciepły i słoneczny. Obeszliśmy jeziorko, dzieci nazbierały mirabelek, a potem wyłożyliśmy się na leżaczkach. Cieszyłam się że w końcu mogę odetchnąć. Byłam całkiem rozwalona fizycznie i psychicznie, potrzebowałam resetu. Dzieci też były szczęśliwe, że mogą odpocząć od szkoły.




Kolejnego dnia rano spotkaliśmy Austriaków wyprowadzających na spacer dwa osły! 
(więcej zdjęć na Facebooku i Instagramie @nomadagromada) 

DZIEŃ 2 - Ptuj i Rogatec

Pojechaliśmy do miasteczka Ptuj. Zaparkowaliśmy pod zamkiem (46.4225017N, 15.8675433E) - zdziwiliśmy się, że było prawie pusto. U nas takie zabytki są oblegane. Miasto zrobiło na nas niezwykłe wrażenie. Średniowieczny układ miasta, zamek i malownicze kamieniczki. Ptuj jest niezwykłe. Jego korzenie sięgają czasów rzymskich. Był tu kult Mitry, a pozostałości świątyni widzieliśmy (46.4178664N, 15.8547036E).




W Ptuj jest wiele do zobaczenia, ale my chcieliśmy poruszać się coraz bardziej na zachód - tam gdzie moglibyśmy odpoczywać na łonie natury. Zatem zrobiliśmy wycieczkę po mieście do pozostałości świątyni Mitry i wróciliśmy na parking. Tym, którzy lubią miasta polecam się tu zatrzymać na dłużej.

Po zwiedzeniu Ptuj pojechaliśmy do Rogatec, aby zobaczyć słoweński folklor w istniejącym tam skansenie (46.2331300N, 15.7017939E). Sam skansen jest bardzo malutki, ale urodziwy. 


Obok znajduje się stadnina koni. Aleją ziół weszliśmy na wzgórze, na którym była wieża widokowa. Z daleka rysowała się góra przypominająca te w Tajlandii.


Po odbytej wycieczce zatrzymaliśmy się na na małym autocampingu w Celje (46.2628147N, 15.2984842E). Wieczór tego dnia był kolorowy. Nie mogliśmy ryzykować w Słowenii spania na dziko. Podobnie jak w Chorwacji, za noclegi na dziko są słone kary. Być może śpiąc pod chmurką bądź z małym namiotem da się. Ale duże samochody, a nasz z namiotem dachowym są zbyt rzucające się w oczy.

DZIEŃ 3 - Celje i Velika Planina

Z samego rana ruszyliśmy na zamek w Celje (46.2191542N, 15.2734175E). Stąd pochodzi Anna Cylejska − królowa Polski od 1402 r., druga żona Władysława Jagiełły, córka hrabiego cylejskiego, wnuczka króla polskiego Kazimierza Wielkiego.  Podobno Jagiełło o osiem miesięcy opóźnił ślub bo nie chciał się z nią żenić - urodą nie powalała. Z zamku roztacza się piękny widok na miasteczko. Bardzo chciałam je zobaczyć. Zwiedziłam z dzieciakami zamek. Dzieci bardzo się bały wchodzić schodami, a schodziły już rakiem. W podziemiach była sala tortur, w miarę dobrze to zniosły ;)


Skierowaliśmy się w Alpy Kamnickie. Minęliśmy Kamnik z widocznymi pięknymi zabudowaniami i wjechaliśmy na parking tuż pod stacją kolejki linowej (46.3050775N, 14.6093444E). Bilety były i o dziwo nie było kolejek jak pod Kasprowym! Pojechaliśmy tą kolejką - straszniejszą nie jechałam. Wagoniki wznoszą się na dużą wysokość bardzo szybko. Potem jest przesiadka do fotelików. Pies bardzo się bał. Musiałam trzymać Mapeta na rękach w wagoniku, a potem Adam trzymał go na rękach całą drogę do ostatniej stacji. Jednak było warto... Przed nami rozpostarł się piękny widok. Widok na Vieliką Planinę. Wioskę złożoną z szałasów umieszczonych w dolinie, a na wzgórzu kościółek. W dolinie spokój, słychać dźwięk dzwonków i własnego serca. Staruszkowie przed chatami sprzedają ser. Na zboczach gór  pasą się krowy. Można też było się pobujać na dużych huśtawkach. Jestem tym miejscem absolutnie zachwycona.







Wieczór spędziliśmy nieopodal kolejki na campingu Krajev hrib (46.3050092N, 14.6108911E). Mapet znalazł sobie przyjaciół, a dzieciaki bawiły się wokół położonej tu restauracji.

DZIEŃ 4 - Skofja Loka i Bled

Kolejny dzień zaczęliśmy od zwiedzenia pięknego miasteczka Skofja Loka (46.1669125N, 14.3089614E) położonego nad rzeką Selska Sora. Piękne stare miasto, zamek i wiele mostów tworzy niepowtarzalny klimat. W miasteczku niewielu turystów. Przeszliśmy miasto, aż do ruin zamku na wzgórzu. 




Po wycieczce skierowaliśmy się do Bled. I tu zaskoczenie. Masa turystów. Obserwując Bled na zdjęciach, ma się wrażenie, że to bardzo odludnie miejsce. Jednak rzeczywistość boli... Nie mogliśmy znaleźć miejsca nad Bledem na campingu (ceny z czapy, do tego trzeba wcześniej rezerwować). Pojechaliśmy na River Camping Bled (46.3667175N, 14.1361411E), na którym znaleźliśmy miejsce - jednak trzeba było rezerwować na dwa dni. Ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Camping z basenem i nad rzeką. Ceny mniejsze niż pozostałych (ale nadal bardzo wysokie). Dzieciaki wypływały się cały wieczór, a my zrelaksowaliśmy.

DZIEŃ 5 - Bled

Wycieczka z campingu do Bled i wokół Bled. Kąpiel w różnych miejscach. Woda zimna, ale jak tu się nie wykąpać w takim turkusie. Bled z każdego miejsca wygląda inaczej. Te kolory wody są niesamowite.






Dzień 6 - Jezioro Jasna, Triglavski Park Narodowy, Socza i Bovec

Pojechaliśmy do pięknego miejsca niestety turystycznego - Jeziora Jasna. Zrobiliśmy sobie piknik przy wodospadzie, blisko parkingu, na którym stanęliśmy (46.4750469N, 13.7808164E). Warto się przejść ruchomym mostem i zobaczyć wodospad oprócz pięknego jeziorka.




W drodze do Bovec jadąc przez Triglavski Park Narodowy zatrzymaliśmy się po licznych serpentynach na parkingu (46.4394653N, 13.7566481E). Zrobiliśmy pętelkę z tego miejsca, żeby rozprostować kości i zastaliśmy pole mięty i taką chatę.


W Bovec całe mnóstwo campingów i wszystkie z tłumem ludzi. Nie tego się spodziewaliśmy. Na campingu Liza (46.3322800N, 13.5733031E) - na którym znaleźliśmy miejsce wielu kajakarzy suszących swoje pianki, które na płocie campingu wiszą wszędzie. Rzeka Socza - cudna, lesz nie do pływania. Temperatura wody na to nie pozwala. Mimo wszystko zamoczyliśmy się.

DZIEŃ 7 - Predjama i Adriatyk

Kolejny dzień był dniem dość długiej podróży. Zatrzymaliśmy się po drodze w Predjamie (45.8142539N, 14.1282497E), gdzie znajduje się zamek księcia złodziei. Predjama to wspaniałe miejsce - zamek osadzony jest w skale, gdzie właściciel gromadził swe skarby.


Tego samego dnia trafiliśmy na plażę obok Vrnik na wyspie Krk. Nie chcieliśmy jechać do nadmorskich słoweńskich miast (choć pewnie są piękne), chcieliśmy uniknąć tłumów.

DZIEŃ 8 - Krk i Vrbnik

Pływaliśmy cały dzień i oglądaliśmy świat podwodny. Koło naszego noclegu krążyły Włoskie Tarantule, ale nas to nie zniechęciło. Musieliśmy pójść na dziką plażę, bo na wszystkich nie akceptowano psów. Na dzikiej plaży byliśmy sami. Pod wodą strzykwy, raki pustelniki, kraby i mnóstwo ryb.



DZIEŃ 9, 10 - Jezioro Bohnij

Po spędzeniu dwóch dni nad morzem udaliśmy się do miejsca, które uznaliśmy za na warte zatrzymania się na dłuższy czas. Jezioro Bohnij. Nasze dzieci były przeszczęśliwe, że mogą znów popływać. Przy jeziorze znajduje się szereg starych cerkwii, m. in. nad samym jeziorem pięjna Cerkiew Św. Jana (46.2788000N, 13.8867961E).


Znów nie znaleźliśmy miejsca na campingu, zatem udaliśmy się w miejsce, które miało stać się naszym noclegiem (46.2913822N, 13.9297358E).
Kolejnego dnia znów pływaliśmy wybierając najdogodniejsze miejsce na parking (46.2792947N, 13.8293042E) i miejsce na plaży (46.2844686N, 13.8309569E). 



Poszliśmy też zwiedzać piękny Wodospad Savica (46.2931333N, 13.7962903E).



Wracaliśmy przez Austrię i Czechy zatrzymując się jednego dnia w Czeskim Krumlovie (48.8142539N, 14.3180717E), Źlebach (49.8881297N, 15.4813767E), Pardubicach oraz Kutnej Horze (49.9448714N, 15.2621986E) ale to już opowieść o Czechach. Naszymi noclegami były Camping Zlata Koruna (48.8528708N, 14.3713675E) oraz Camping Kraskov (49.8674356N, 15.6213608E).

Podsumowując...
Słowenia to wielka makieta z uroczymi kościółkami, górami i turkusową wodą. Kraj do którego marzę jeszcze raz wybrać się rowerem. Na razie będziemy trenować w Czechach - tam trasy równie wspaniałe, dużo uroczych miasteczek i zamków choć wody już nie turkusowe. 


























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BUŁGARIA. Dzień 4 - popołudnie. Dolina Róż. Groby trackie i Muzeum Róż w Kazanłyku.

SPANIE NA DZIKO W NAMIOCIE DACHOWYM. Co wziąć ze sobą w świat?

RUMUNIA. Tydzień drugi.