BUŁGARIA. Dzień 3. Jaskinie krasowe i Łowecz.
Pierwszą z nich którą odwiedziliśmy był tzw. Most Diabła, Diabelski Most (43°18'54.7"N 23°33'06.8"E) czy jak kto zwał… Jaskinia jest ogromnym mostem rozpościerającym się nad głowami.
Szliśmy do niej od miejsca parkingowego (43°18'42.6"N 23°33'22.9"E) około kilometr łąkami i lasem, wzdłuż pięknego wąwozu. Trzeba było Mapeta wziąć na smycz, bo wariat latał za jaszczurkami zwinkami, które zmykały nam tuż przed nosem – piękne zielone, duże i zwinne. A Mapet, jak to Mapet instynktownie by wskoczył za nimi do wąwązu. Na szlaku do Diabelskiego mostu można było pomoczyć nogi w strumieniu i usiąść przy specjalnie przygotowanych turystycznych wiatach, a nawet zrobić grilla. Sama jaskinia przepiękna, a ponieważ na jej dnie zbiera się woda, dzieciaki pobiegały po mostkach i kładeczkach.
43°10'29.6"N 24°04'30.0"E), przy straganach z pamiątkami.
Polacy zarabialiby na tej jaskini kokosy, a tu w Bułgarii jaskinia jest za free, podobnie jak poprzednia przez nas zwiedzona. Jaskinia zaskakuje. Cudo!
Te „oczy” – czyli ogromne okna jaskini rzucają promieniami na skałę naprzeciw, gdzie znajduje się ikona Jezusa. Robi to wrażenie i faktycznie odczuwa się mistyczność tego miejsca. Oczywiście można to poczuć, kiedy jest się tu samemu, a my byliśmy. Pozytywnymi skutkami pandemii.
Wieczorkiem pojechaliśmy do Łowecza. Nieopodal miało być nasze miejsce noclegowe. W Łoweczu zobaczyliśmy tylko most przypominający ten z Florencji. Ten kamienny most stanowił połączenie dwóch części miasta, był swego rodzaju "bazarem", zaopatrującym mieszkańców miasta w przedmioty użytku codziennego, ubrania i żywność. Był też miejscem spotkań, tajnych zebrań przedstawicieli ówczesnej bułgarskiej opozycji.
Mąż zakupił też piwo, które mieliśmy próbować... Niestety bułgarskie piwo nie zachwyca...
Komentarze
Prześlij komentarz