PORTUGALIA. Pobyt w Algarve. Faro, Albufeira, Tavira.

MOJA PRACA

Kocham podróże, ale uwielbiam też swoją pracę. Moja praca umożliwia mi kontakt z młodymi ludźmi (dzięki czemu wciąż jestem ze światem na bieżąco), umożliwia wyjazdy zagraniczne, pozwala mi się wciąż uczyć i rozwijać. Dzięki Erasmus+ i zaangażowaniu Jarka (mojego kolegi z ZS nr 4, nauczyciela angielskiego i koordynatora Erasmus+) miałam możliwość być w czterech różnych krajach – Wielkiej Brytanii, Portugalii i Hiszpanii oraz dwa razy we Włoszech. W każdym z krajów byłam dwa tygodnie i eksplorowałam go poznając kulturę, kuchnię i obyczaje, szkoląc język i różne umiejętności związane z moim zawodem. 


Dzięki wyjazdom Erasmus+ poznałam lepiej młodzież, ich problemy, dylematy, co pozwoliło mi ich lepiej rozumieć. Poznałam wielu ciekawych ludzi – pasjonatów. Na takie podróże mnie i uczniów nie byłoby stać – umożliwił nam to Erasmus+. Te wyjazdy otworzyły mnie, dodały odwagi i nauczyły wiele. Między innymi przestałam się bać podróżować samemu, uwierzyłam, że wszędzie sobie poradzę. Przekonałam się, że moje umiejętności językowe są wystarczające do swobodnego kontaktu z ludźmi z całego świata. Zrozumiałam, że nie liczy się to jak mówię, ale że potrafię się dogadać. Dowiedziałam się jak ważny jest uśmiech, pozytywne myślenie, elastyczność, otwartość na ludzi i kreatywność. Przekonałam się, że ludzie wszędzie są tacy sami – dobrzy i źli, zależy na kogo się natrafi. Dostrzegłam wady Polaków w porównaniu z obcokrajowcami, ale też zaczęłam być z Polski i Polaków bardzo dumna. 

Każda taka podróż to też dwutygodniowa rozłąka z rodziną i codziennością. Każdy taki wyjazd zdystansował mnie do wielu spraw, sprawił, że jeszcze bardziej zaczęłam cenić to, co mam. Dzieci również nauczyły się większej samodzielności, doceniły mnie i zatęskniły. Przekonaliśmy się jak bardzo jesteśmy sobie potrzebni i jak bardzo się kochamy.

Do Faro, gdzie miałam spędzić dwa tygodnie będąc opiekunem grupy uczniów odbywających tam praktyki zawodowe, trafiłam bezpośrednio lecąc z Warszawy. Była to prawdziwa wyprawa z Rudy Śląskiej z przesiadką z dworca na dworzec w Warszawie, a potem na lotnisko. Już ta podróż była dla mnie wyzwaniem. Czy zdążę? Czy nie pomylę środków transportu? Byłam zestresowana. Prawda jest taka, że wszystkie nasze obawy są tylko w naszej głowie. Wszystko poszło gładko. Do Faro lot trwa 3,5h, a w międzyczasie trzeba przestawić zegarek – wlatujemy w inną strefę czasową.

Przyleciałam bezpośrednio do Faro. Z lotniska odebrała mnie swoim samochodem Ada – Polka mieszkająca w Portugalii od lat i bardzo pozytywna osoba. Moja kwatera okazała się być dużym domem jednorodzinnym z otwartym dachem, z którego wieczorem mogliśmy obserwować miasto. Codziennie rano dostawaliśmy pyszne gorące pieczywo – w Portugalii niezwykle dobre, bo takie bez polepszaczy i na zakwasie. Śniadania robiliśmy sobie sami mając do dyspozycji lodówkę wypełnioną różnego rodzaju produktami. Każdego dnia wstawałam rano, aby pokroić młodzieży warzywa (bo wiem, że beze mnie witamin by nie jedli). Problemem było wieczne spóźnianie się osób dostarczających pieczywo – Portugalczykom czas płynie inaczej.

Obiad był przygotowany w śródziemnomorskim stylu przez Ukrainkę mieszkającą tam od lat. Kto nie lubi ryb i warzyw oraz dań jednogarnkowych - kuchnia portugalska nie będzie mu smakować. Kolacja była ciepłym posiłkiem – też przygotowanym przez naszego szefa kuchni.

Uczniowie mieli praktyki w różnych firmach, wracali do domu o różnych porach. Razem spędzali czas na długich rozmowach na dachu, czasem wychodzili na miasto. W weekendy i wolne dni jeździliśmy na wycieczki, a w piękne wieczory na plażę. Świętowaliśmy razem Halloween (w Portugalii całe miasteczko się przebiera). Blisko naszej bazy były sklepy i targ, więc można było się zaopatrzyć w różne lokalne specjały. Ja popróbowałam różnych owoców i wypieków. Pasteis de nata – klasyczne portugalskie ciastko przypominające tartę cytrynową (kruche ciasto z budyniowym nadzieniem) wyjątkowo polecam! 

Mój pokoik był skromny ale wygodny oraz odpowiednio zacieniony (co ważne, bo temperatury w listopadzie przekraczały 25 stopni). Faro leży nad rozlewiskami, zatem komary tną tu niemiłosiernie. Każdej nocy przez okno przychodził do mnie kot. Nie miałam serca go wyrzucać. Kładł mi się w nogach, a nad ranem miałczał, żeby go wypuścić. Czym sobie zasłużyłam na jego względy? Nie wiem. Kocham zwierzęta i chyba one mnie też. W ostatnim dniu kot przyniósł naszej grupie prezent na pożegnanie – martwego ptaka.

Jeśli chcecie zobaczyć szczegóły i zdjęcia, zajrzyjcie na...

stronę Facebook: Nomada Gromada

oraz Instagram: Nomada Gromada

Tam opisuję szczegóły miejsc takich jak to...


FARO

Miasteczko jest bardzo ładne z typową portugalską zabudową. Bardzo tam spokojnie, wszędzie unosi się zapach portugalskiej kuchni. Miasteczko leży nad rozlewiskami i rezerwatem Ria Formosa zamieszkane przez wiele gatunków ptaków wodnych. 


Z Faro można się dostać na niezwykle urokliwe plaże promem, który jest fajną atrakcją (w obie strony za 3 euro - Praia de Faro i 10 euro – Ilha Deserta). W wolnym czasie chodziłam na piesze wycieczki i robiłam zdjęcia.


Na tej ostatniej można zobaczyć całe mnóstwo pięknych muszelek (niestety nie można ich stamtąd wynosić). Plaże są niezwykle urokliwe, z żółtym piaskiem, a woda czysta, turkusowa.


 Na każdej z nich restauracje. Prom odjeżdża o konkretnych godzinach – bilety można kupić w Porta Nova (37.0125931N, 7.9356883W), tam też rozkład jazdy.


Obok portu niezwykłe atrakcje. 

Igreja de Santa Maria (37.0132964N, 7.9346581W) – stara katedra w Faro, postawiona jak większość świątyń na południu Portugalii w miejscu meczetu. Wchodząc do jej wnętrza widzimy manierystyczny ołtarz główny, przepiękne kaplice wyłożone niebieskobiałymi płytkami azulejos (czytamy ażuleżosz) i złotem. 


Z wieży katedralnej rozciąga się przepiękny widok na całe miasto. 


Obok katedry Capela de São Miguel (37.0130572N, 7.9345547W) – jedna z najbardziej makabrycznych, a jednocześnie niezwykle interesujących atrakcji w centrum Faro – jest to kaplica kości. 


Pokrywają ją szkielety ponad 1000 mnichów, których kości zostały tu przeniesione z pobliskiego cmentarza. Arco da Vila (37.0146528N, 7.9348528W ) – jest to łuk wjazdowy do starego miasta w Faro, można tu zaobserwować pozostałości murów z czasów Maurów. Na szczycie bramy wiele gniazd bocianów, które znalazły tu swoje miejsce. Warto przejść się tętniącymi życiem ulicami miasteczka. Uwagę przyciągają też piękne mozaiki brukowe oraz kafelki azulejos, którymi pokryte są ściany domów. W sklepikach  można również kupić azulejos w formie pamiątek. 


Ja kupiłam jeszcze pięknie zdobione korki do wina i sardynki w puszcze – towar eksportowy Portugalii. Podobnie jak w Hiszpanii cudowne są też kolorowe i kafelkowane klatki schodowe i schody. Portugalia nie jest bogatym krajem. Budynki są tu bardzo zniszczone, wiele z nich pamięta dawne czasy, ale kafelki na nich są ekstra!


Warto w Faro wybrać się jeszcze w kilka punktów. W parku, gdzie znajduje się Biblioteka Miejska, jest wiele egzotycznych roślin, wszędzie chodzą pawie, można w nim się zrelaksować przy fontannie. 


Na obrzeżach Faro znajdują się saliny - czyli miejsca pozyskiwania soli ze słonej wody.



Pierwszy raz widziałam tam również fawele.

Osiem kilometrów od Faro znajduje się Estoi. Jest to miasteczko, w którym można zwiedzić ruiny rzymskie (37.0951669N, 7.9040264W). 

Ruiny Milreu stanowią najbardziej znany i dobrze zachowany dowód rzymskiej obecności w Algarve. Składają się one głównie z pozostałości niegdyś luksusowej willi z dołączonymi termami i kilkoma otaczającymi budynkami, w tym świątynią, mauzoleum oraz strukturami przemysłowymi i handlowymi z licznymi mozaikami przedstawiającymi faunę i florę morską. 

W Estoi zobaczyłam też cmentarz gdyż byłam ciekawa jak Portugalczycy zdobią groby na 1 listopada. 


Okazało się, że ludzie nie są składani do ziemi, a leżą w piętrowych kryptach. W drodze z Estoi do Faro można zauważyć wiele gajów pomarańczowych. Wiele też opuszczonych posiadłości obrasta lokalną roślinnością. My spróbowaliśmy tu owoców opuncji oraz granatów. Widzieliśmy jak rośnie pieprz, banany, figi i różne cytrusy.


ALBUFEIRA

Gdybym miała wybierać gdzie jest najpiękniejsze wybrzeże spośród tych, które widziałam – to właśnie tam. Duże piaskowo-rude klify w turkusowej wodzie, piaszczyste plaże to właśnie okolice Albufeiry. Do tego same miasteczko z białymi domkami ozdobionymi muszelkami i ajulejos oraz dużą ilością knajpek umieszczonych na klifie na pewno tworzy cudowny wakacyjny klimat. 


W okolicy Albufeiry znajdują się piękne plaże oraz cud natury - jaskinia Benagil. Można do niej dotrzeć wyłącznie łodzią lub na desce SUP. 


Niestety do jaskini nie dotarliśmy drogą morską – były zbyt duże fale i łódki nie wypływały z Benagil. Innym sposobem było wypłynięcie łódkami z Portimao, jednak trzebaby było tam dojechać. My stanęliśmy na parkingu przy plaży Benagil (37.0889347N, 8.4245608W) - też wartej zobaczenia. Poszliśmy na wycieczkę pieszą do jaskini, aby zobaczyć z innej perspektywy. 

Z klifu zobaczyliśmy piękne formacje skalne, jaskinię Benagil (37.0869419N, 8.4232903W) i dotarliśmy do Praja Marinha (37.0897586N, 8.4125967W) po drodze mijając kilka wspaniałych punktów widokowych. 

Plaża Marinha to jedna z najpiękniejszych plaż na której miałam okazję być. Podobno w Lagos są równie piękne (opowiadali mi uczniowie, którzy byli tam z innym opiekunem). Z plaży przeszliśmy przejściem pod klifem – swoistą jaskinią na dziką plażę (37.0894186N, 8.4111250W) co było dla nas dużą przygodą. 


Gdybym była tam sama, pewnie przeszłabym się dalej wybrzeżem wzdłuż przepięknych klifów. 

Nad Plażą Marinhą jest parking, na którym są budki z jedzeniem i lodami. Sprzedają tam fantastyczne sorbetowe naturalne lody. Na samej plaży jest knajpa. Poleżeliśmy sobie, poskakaliśmy przez duże fale, co było dla nas świetną zabawą i prawdziwym relaksem.


TAVIRA

Tego miejsca w Algarve nie można ominąć. Jest to prawdziwie portugalskie miasteczko z niezwykle ciekawą historią. Już trafiając na dworzec widzimy zdobienia z azulejos przedstawiające dawną Tavirę. Większość miasteczek w Algarve pamięta czasy Maurów. Jednak ich stara zabudowa została w większości zniszczona przez duże trzęsienie ziemi w 1755 r. To spotkało również Tavirę. Jednak tutaj wiele starych zabytków się na szczęście ostało. 


Swoją wycieczkę po Tavirze zaczęliśmy od Placu Republiki, gdzie znajduje się Museu Islâmico (37.1259047N, 7.6502261W). Plac ten w XII wieku był miejscem wymiany towarów, które przypływały tu rzeką Gilao. Poszliśmy na Ponte Militar, aby z oddali zobaczyć jedną z największych atrakcji Taviry - Ponte antiga sobre o Rio Gilão tzw. Most Rzymski (37.1268853N, 7.6498206W). 


Zrobiliśmy kilka zdjęć, a następnie ruszyliśmy przez Igreja da Misericórdia de Tavira i  Museu Municipal (37.1260267N, 7.6514017W) do ruin zamku (37.1252453N, 7.6510031W). Na mury zamku weszliśmy aby zobaczyć piękny widok na Tavirę. Przy zamku zobaczyłam największą gwiazdę betlejemską w życiu. Obok zamku znajdują się dwa kościoły Igreja Paroquial de Santa Maria (37.1253253N, 7.6518242W) i Igreja Paroquial de Santiago de Tavira (37.1249431N, 7.6519269W), które niestety były zamknięte. 


Nieopodal znajduje się Torre de Tavira (37.1255611N, 7.6520564W)  - wieża w której można znaleźć się wewnątrz Camera Obscura z widokiem na całe miasteczko. Wycieczkę po Tavirze odbyłam z Matyldą i jej chłopakiem. Matylda zna wiele języków, uczyła naszą młodzież portugalskiego. To niezwykle życzliwa i otwarta osoba. Serdecznie jej dziękuję za pomoc oraz wiele wspólnych rozmów podczas mojego dwutygodniowego pobytu w Algarve.

Jeślibym była sama odwiedziłabym pewnie jeszcze wiele miejsc, które młodzież miała okazję zwiedzić np. Lizbonę (choć na nią trzeba poświęcić minimum dwa dni). Pojechałabym do Segres, do Lagos (na targ niewolników i plaże), do Olhao (na targ rybny). 

Swoją erasmusową wycieczkę zakończyliśmy w Sewilli w Hiszpanii, skąd mieliśmy samolot. Zostaliśmy tam przewiezieni busem do hotelu. Cały dzień zwiedzaliśmy Sewillę, nauczyliśmy się też robić paellę. Ale to historia na kolejny artykuł...

Cieszę się, że mogłam poznać Portugalię, zobaczyć tak wiele pięknych miejsc i poznać tak wielu pozytywnych ludzi. Chciałabym pojechać jeszcze w inne miejsca i chłonąć je całą sobą. Moim marzeniem jest Islandia... 

Do Polski z Portugalii zabrałabym spokój i życzliwość ludzi, brak spiny i pośpiechu, słońce i ciepło w listopadzie, smak owoców, dania z ryb i kolorowe kafelki ajulejos.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BUŁGARIA. Dzień 4 - popołudnie. Dolina Róż. Groby trackie i Muzeum Róż w Kazanłyku.

SPANIE NA DZIKO W NAMIOCIE DACHOWYM. Co wziąć ze sobą w świat?

RUMUNIA. Tydzień drugi.