RUMUNIA. Tydzień drugi.
Pierwszy tydzień opisałam rok temu, i rok musiał upłynąć żebym znalazła czas na opisanie drugiego. Ze zdjęć i opisów robię dla dzieci fotoksiążki, żeby wiedziały, że z rodzicami jest fajnie, a matka zawsze im zrobi jakąś przygodę.
Rumunia - pierwszy tydzień opisana jest tu:
Tydzień drugi, czyli ciąg dalszy podróży...
RUMUNIA. DZIEŃ 8. Wycieczka z Busteni.
Mój mąż - Adam był już bardzo zmęczony podróżą za kółkiem. Mieliśmy przed sobą kilka punktów do zwiedzenia w górach Bucegi. Zaparkowaliśmy samochód przy kolejce linowej na Caraiman Peak (45°24'32.4"N 25°31'30.7"E). W pobliżu szczytu Caraiman znajduje się Krzyż Bohaterów, pomnik I wojny światowej. Został wzniesiony w latach 1926-1928 i zainicjowany przez królową Rumunii - Marię, widać go nawet w nocy. Mieliśmy zamiar wjechać, a potem przejść się do skalnych grzybów w górach Bucegi. Zaczepił nas jakiś gość, który zaoferował podróż do wielu miejsc busem. Zdecydowaliśmy się, choć wycieczka była nietania. Trochę się bałam, że nas wywiozą i zostawią gdzieś. Rumuni to uczciwi i spokojni ludzie, teraz wiem, że nie trzeba było się bać. Gość nie dość, że dotrzymał słowa to jeszcze na nas sporo czekał. Pierwszym punktem była Zapora Balboci na rzece Lalomita (45°20'20.0"N 25°25'55.4"E). Po drodze do niej minęliśmy kilka punktów widokowych i przydrożne stragany z grzybami i gotowaną kukurydzą. Zaczął intensywnie padać deszcz. Gość stwierdził, że może być problem z dojazdem. Byliśmy uparci, żeby jechać dalej, choć faktycznie zrobiło się troszkę niebezpiecznie (bus nie jest terenówką). Kolejnym przystankiem była Pestera Lalomitei. Pustelnia warta obejrzenia (45°23'34.8"N 25°26'12.5"E). Wrażenie robi same wejście do jaskini - kościół wbudowany w jaskinię. Sama jaskinia olbrzymia z rzeką w środku, mającą swoje źródło na jej końcu. Dodatkową atrakcją są miejscami wąskie lub bardzo niskie przejścia - stąd każdy dostał kask na głowę. Ze względu na covidową sytuację każdy też otrzymał pod kask jednorazowy czepek. Jaskinia mnie zaskoczyła. Mówi się, że do Jaskini Lalomita przybył jeden z dwunastu apostołów Jezusa Chrystusa, został tam wysłany w celu chrystianizacji Rumunii. Żyli tu również Sihastres, prawdziwi pustelnicy Rumunii, od 15 wieku. Jaskinia Lalomita ma łączną długość korytarzy 1128 metrów, z czego tylko 450 m jest udostępnionych do zwiedzania. Obok pustelni jest piękny wodospad. Sama dolina jest bardzo szeroka – kiedyś można tam było spać na dziko. W niej sporo knajpek i bud z jedzeniem. Nasze dzieci zjadły tam placinki – naleśniki. Idąc doliną mijaliśmy wozy konne i znaki informujące o obecności niedźwiedzi.
RUMUNIA. DZIEŃ 8. Babele i Sfinks w Górach Bucegi.
Grzyby kamienne zwane "Babele" – to zabytki przyrody, przykłady erozji wiatrowej, znajdują się tuż przed schroniskiem (45°24'23.4"N 25°28'17.8"E). Jedna ze skał przy schronisku nazywa się Sfinks. Przy nim zobaczyliśmy taniec chmur. Do tego miejsca można dotrzeć kolejką linową. Pieszo od parkingu idzie się 1h.
Wieczorem zatrzymaliśmy się na małym campingu w Busteni (45°23'34.1"N 25°32'24.0"E), aby zmyć z siebie cały brud i naładować akumulatory. Camping malutki, przy drodze i zakładzie wulkanizacyjnym, z wi-fi. Żadnych rewelacji, ale lepszy rydz niż nic.
Wstaliśmy rano i wybraliśmy się na wycieczkę. Zatrzymaliśmy się przy niezwykle pięknym Monastyrze Sinaia (45.3553122N, 25.5497117E) i stamtąd postanowiliśmy iść pieszo do Pałacu Pales (45.3599300N, 25.5426819E). Klasztor jest nietuzinkowo zdobiony. Został ufundowany przez księcia Michała Cantacuzino i nazwany na cześć Klasztoru Świętej Katarzyny na górze Synaj w Egipcie. Od monastyru szliśmy do pałacu bezrefleksyjnie, mijając wiele straganów z pamiątkami, spodziewając się kolejnego zamku, ze standardowym wnętrzem. Piękno Pałacu Pales nas zaskoczyło - a wnętrza wręcz powaliły bogactwem zdobień. Nic dziwnego - całkowity koszt budowy po jej zakończeniu szacowano na ok. 16 mln lei w złocie, tj. ok. 120 mln USD dzisiaj. Wybudował go król Rumunii Karol I - nie tak dawno bo w latach 1873–1883. Jednak pałac daje wrażenie znacznie starszego - przypomina stare angielskie zamczyska. Na zamku zobaczymy kolekcje broni i zbroi, srebra, zegarów i rzeźb. Cudo! Obok restauracja i kolejne zamki - jednak ich nie udało nam się zwiedzić. Podziwialiśmy jedynie ich piękne, bajkowe konstrukcje.
Tego samego dnia jadąc przez Bukareszt i obserwując z drogi ogromny Pałac Ludowy (44°25'36.8"N 26°05'26.9"E) trafiliśmy na dziką plażę Vadu. W końcu odpoczynek od jazdy samochodem...
RUMUNIA. DZIEŃ 10. Dzika plaża Vadu.
No i dzieciaki doczekały się morza, a ja morza bez parawanów i tłumów ludzi :) Dzika Plaża Vadu (44.4655000N, 28.8083889E), a na niej impreza z kolegami z Polski. Niedaleko knajpa z jedzeniem i napojami w hawajskim stylu. Napatrzałam się na piękne i czasem gołe ciała przechodzących ludzi.
Przyjechała też nas odwiedzić Beata Majewska - fantastyczna osoba i autorka książek. W Mamaia tuż przy morzu Beata z rodziną ma mieszkanie, do którego przyjeżdża na wakacje, a poza swoimi wakacjami wynajmuje (jeśli chcecie dam namiary), ale o tym jeszcze...
RUMUNIA. DZIEŃ 11. Mamaia i Constanca.
Trafiliśmy do Mamaia (44.2936111N, 28.6248889E) na zaproszenie Beaty. Ta fantastyczna rodzina ugościła nas w swoim domu. Odświeżyliśmy się i ruszyliśmy na plażę. Woda w Mamaia bardziej przejrzysta niż w Vadu, ale za to tłumy ludzi - tym bardziej, że trafiliśmy w weekend. Spędziliśmy fantastyczne popołudnie. Dowiedziałam się jak pisać i wydać książkę, a dzieci nurkowały i zbierały muszelki. Potem udaliśmy się do Constancy i ze znajomym Beaty - rodowitym Rumunem do knajpki (44.1910000N, 28.6503889E), gdzie zjedliśmy obiad i baklawę (mnie bardziej smakował sernik, bo za baklawą nie przepadam). Nie chcieliśmy nadużywać gościnności poznanych Polaków, więc wieczór spędziliśmy na gwarnym polu campingowym w Mamaia.
Serdecznie dziękuję za waszą życzliwość i polecam książki Beaty:
Serdecznie dziękuję za waszą życzliwość i polecam książki Beaty:
oraz pisane pod pseudonimem Augusta Docher - ma kobieta wyobraźnię!
Docher augusta - Sklep EMPIK.COM
Docher augusta - Sklep EMPIK.COM
RUMUNIA. DZIEŃ 12. Delta Dunaju.
Po rozstaniu z rodziną Beaty ruszyliśmy do Delty Dunaju. Zatrzymaliśmy się na campingu, gdzie właściciel wyznaczał dziwne zasady, a komary cięły niemiłosiernie (45.0418056N, 29.1571111E). Ogólnie Delta Dunaju jakoś nam nie przypadła do gustu, być może dlatego, że nie wynajęliśmy łódki, a może dlatego, że komary zjadały mnie kawałek po kawałku. Mogę przypuszczać, że w czasach bez pandemii port (45.0896111N, 29.0901944E) nad Dunajem tętni życiem. Nudę przerwała przeprawa przez rzekę, dla naszych dzieci niezwykła frajda (45.2855650N, 27.9976622E).
Podążaliśmy w kierunku wulkanów błotnych... a po drodze zjedliśmy przepyszną pizzę w Braila (facebook.com/arenapizzeria).
RUMUNIA. DZIEŃ 13. Wulkany błotne, Góry Solne i Focul Viu.
Pierwszy raz w życiu widziałam wulkany błotne. Dotąd nawet nie wiedziałam o takim zjawisku. To największe tego typu wulkany w Europie (45.3586258N, 26.7120303E). Oprócz wulkanów teren pełen ciekawych formacji. Na pewno w to miejsce nie można brać białych trampeczek. Po zwiedzeniu wulkanów kierowaliśmy się w miejsce kolejnego ciekawego zjawiska geologicznego Focul Viu - czyli wrota piekieł ;) Minęliśmy Górę Soli (45.4898289N, 26.6401078E) i Góry Soli (45.4858783N, 26.6158792E).
Po niesamowicie męczącej drodze przez górskie drogi pełne niebezpieczeństw dotarliśmy do wioski w której postanowiliśmy spać na dziko (45.5306111N, 26.5406944E) i z której nocą udaliśmy się zobaczyć wrota piekieł - w sumie, żałujemy, że nie wzięliśmy grilla. Szliśmy nocą jakieś 700m w jedną stronę i wszędzie widzieliśmy niedźwiedzie :) Focul Viu (45.5359083N, 26.5487525E) dał nam pokaz ognia!
RUMUNIA. DZIEŃ 14. Monastyry i Góry Rodniańskie.
Przenieśliśmy się na północ, gdzie naszym celem zwiedzania miały się stać malowane monastyry. Wszystkie są piękne - bez wyjątku. Zwiedziliśmy: Sucevita (47.7781531N, 25.7111558E), Kirilibaba (47.5725267N, 25.1241858E), Borsa (47.6295886N, 24.6532242E).
Ten ostatni po uprzednim zadokowaniu na polu namiotowym (47.6338533N, 24.6621447E).
RUMUNIA. DZIEŃ 15. Góry Rodniańskie i Maramuresz.
Po dość chłodnej nocy i wieczornych rozmowach z dość nacjonalistycznymi Rumunami poszliśmy w górską trasę. Trasa łatwa, spacerowa. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, gdyż tego samego dnia musieliśmy się przenieść i ruszać do domu. Chcieliśmy zobaczyć Piertosul bliżej (najwyższy szczyt Rodniańskich). Wybraliśmy się więc do stawu (47.5983056N, 24.6463056E) pod górą.
Późnym popołudniem wybraliśmy się na Wesoły Cmentarz w Sapancie, gdzie kupiliśmy pamiątki i skąd ruszyliśmy do Polski.
Więcej na FACEBOOKU oraz w zakładce MAPY.
Komentarze
Prześlij komentarz